Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 246.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   238   —

i wyzywającém spójrzeniem potoczyła dokoła. Przytém, bądź z wysilenia, którego dokonywała, bądź z radości, którą napełniła ją własna jéj odwaga, zarumieniła się szkarłatnie, a z tym rumieńcém i z szybko dyszącą piersią szła daléj. U początku jednak ulicy, przy któréj znajdował się hotel Wszech-Krajów, targnęła silnie ramię towarzysza, szepcąc:
— Nie tędy, Julku!... tylko nie tędy!
— Dlaczego? — zapytał tonem krótkim i ostrym.
— Dziadek... — odszepnęła.
— Aha! — zaśmiał się — lękasz się dziadka! pocóż szłaś? nie trzeba udawać odwagi, gdy się jéj nie ma, ani miłości dla idei, gdy się dla niéj nic zrobić, ani przenieść nie chce...
Słowa tak ją ubodły, że aż jęknęła z cicha.
— Mylisz się! — odrzekła — nie lękam się niczego; tylko nie chcę sprawić przykrości temu, który...
Julek przerwał z uniesieniem:
— Wszelkie indywidualne przykrości i boleści iść powinny na bok wobec celów ogólnych. Wiész o tém dobrze, ale tylko kobiece serce twoje sprostać nie może zasadzie...
— Kobiece serce!... — zawołała Lusia — O Julku!
Zacisnęła zęby — bo myśl, że dziadek zobaczy ją w téj chwili, kłóła ją w serce, — i szła daléj.
Przed wspaniałemi drzwiami hotelu Wszech-Krajów stał powóz opakowany, z którego wysiadali przy-