Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 221.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   213   —

Otockiego oczy błysnęły, jak stal.
— Niepięknie — rzekł półgłosem — niepięknie jest i niedobrze w sposób taki do rodziców mówić!
Julek ściągnął brwi. Wyraz twarzy jego stał się srogim i ponurym, a postawa wyglądała pełną obrazy.
— Gdzie idzie o prawdę — wyrzekł niechętnie — tam nie powinno być względów żadnych... Rodziców oświecać należy, tak samo, jak innych ludzi...
Otocki był wzburzony.
— Tylko, że oświecanie to zapóźno już przybywa! — zawołał. — Niemłodzi są, zmęczeni, spracowani... korzystać długo z lekcyi syna nie będą!...
Pan Marceli wstał nagle i ruchem, niepospolicie u niego żywym, wyciągnął rękę ku Otockiemu.
— Prawdę pan powiedziałeś! — rzekł — nie długo... bo i pocóż?
Spójrzał na żonę, któréj silne rumieńce zbladły jakoś w téj chwili, a zwiędłe usta drżały.
— No, no! — rzekł powoli — nie martw się tylko, Anielciu! On nie przez złe serce... tak sobie... młode piwko...
— Ależ przepraszam! — zawołał Julek — zapomniałem, że tu z każdém słowem liczyć się trzeba... Przywykłem już do innego życia... przepraszam! Rodzicom ubliżyć nie chciałem... pocóż komukolwiek ubliżać?
Pani Aniela, płacząc, rzuciła się na szyję syna.