Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 215.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   207   —

drodze, przykuły do jednego miejsca, znękały wieczném upokorzeniem, strachem... Ja chcę, abyś ty silniejszym był od okoliczności tych; abyś był niezależnym od nikogo i od niczego; abyś miał nadzieję, i nigdy, nigdy nie mówił sobie: jak było, tak jest, jak jest, tak będzie...
W chwili téj, uroczystéj dla niego, zbudził się w nim człowiek takim, jakim kiedyś być musiał, jakim być mógł-by; wielkim głosem krzyknął w nim ojciec, pragnący przedewszystkiém uchronić syna od ciemnéj, nizkiéj, beznadziejnéj doli. Z twarzą zarumienioną i rozgorzałém okiem, w obie dłonie ujął głowę syna i, cisnąc ją do swéj piersi, po wiele razy powtarzał nad nią:
— Ucz się, Julku, ucz się, abyś mógł zrobić karyerę, abyś mógł iść, iść z nadzieją, że zajdziesz!
Pani Aniela, przy rozmowie téj obecną nie była.
W kuchence, nad kuferkiem Julka schylona, uśmiechając się i płacząc na przemian, układała ona małą wyprawę syna, bacząc starannie, aby wszystko w niéj było całe, i czyste, i mocne. Tam, dokąd jechał, panowały długie i ostre zimy; pani Aniela więc przyspasabiała oddawna, a teraz zaopatrywała go we wszelką, możliwą dla niéj do otrzymania, ciepłą odzież.
Ojciec mówił mu o karyerze i nauce dla karyery, matka myślała o tém, aby się nie zaziębił...
Rok minął. Niezwykły ruch panował w małéj ba-