Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   190   —

pochwycenia za kraj szaty olśniewającego ich widma, poili się ciemnym mocnym płynem, który w żyły ich wlewał, rozmarzający mózg i wyprężający nerwy, pierwiastek narkotyku.
To téż bywały dnie, w których wyglądali oboje tak, jak gdyby noc im przeszła w ciężkich bólach lub bezpamiętnym szale. Do zwykłéj chmurności ich przybywała chorobliwość i czyniła ich podobnymi do roślin owych, które pod skwarem słońca płoną więdnącą purpurą. Było to tak widoczném i nawet uderzającém, że raz przy obiedzie pan Marceli wpatrzył się w syna objętnemi zwykle oczyma i z żywością, nigdy prawie niebywałą, zapytał:
— Co ci to?
— Nic, ojcze! — odpowiedział Julek głosem, pełnym zdziwienia; nie przywykł bowiem do zapytań ojcowskich.
Pan Marceli popatrzył z kolei na Lusię i rzekł znowu?
— I téj téż coś być musi.
Potém już nic nie mówił, tylko po skończonym obiedzie, zamiast udać się do sypialni na zwykły spoczynek, skinął ku żonie, aby usiadła przy nim, i zapytał z cicha:
— Co im takiego być może?
Pani Aniela nic wcale nie rozumiała.
— Upatrujesz coś, Marceli! — rzekła — dzieci są tak, jak zwykle, zdrowe, i uczą się dobrze.