Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 188.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   180   —

dny i zobaczycie tu mnie tak, jak swoje uszy bez lustra!
Wylot ten przecież późniéj miał nastąpić, niż Julek się spodziewał; bo, wkrótce po dostaniu promocyi do klasy szóstéj, przyszedł on do domu z wyrazem wielkiego rozgniewania i zrozpaczenia na twarzy.
— Co ci to? — spójrzawszy na niego, zawołała Lusia.
Powiedział jéj:
— Że do siedmiu istniejących dotąd klas, dodano jeszcze ósmą i że nic mu na świecie nie pozostaje, jak wyjść za miasto i w piérwszym lepszym lesie powiesić się na piérwszém lepszém drzewie.
W ciemnéj rozpaczy téj zostawał on przez dni kilka; poczém jednak, ze zdwojoną, zda się, żarliwością, wziął się do pracy. Rzecz dziwna bowiem: dzieci te, tak srodze wyrzekające na udzielane im nauki, i tak wzgardliwie zapatrujące się na tych, od których je otrzymywały, były gorliwie, niemal namiętnie, pracowitemi. Wśród suchych formuł i wyrazów, które pojęciu ich i wyobraźni nie mówiły nic, a których związku z życiem, trudnego do spostrzeżenia, nie ukazywał im nikt, w zmordowaniu fizyczném, gdy dusiły się prawie w sinéj izdebce i rozpalone twarze przyciskały do zimnéj szyby okna; nie odstępowała ich ani na chwilę i wciąż pchała na przód namiętna żądza innego życia, nadzieja przyszłości, na którą zarabiały sobie tą nielubioną wyśmiewaną przez się pracą.