Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   176   —

rysowały się szare kominy suchemi zarysy, sterczące ku kawałkowi nieba, pod którém wlókł się ciężki, a nieskończony pochód deszczowych, lub śniegowych, chmur. Zmęczonemi oczyma wodzili oboje po dachach lub kominach, albo, wznosząc w górę spójrzenia, zatrzymywali je na drobnych gwiazdach, które tu i ówdzie mdło i niestale błyskały wśród rwących się w brudne szmaty obłoków. Czasem deszcz padał, a z-za mgły wilgotnéj, rzadkie, oświetlone okna przeciwległych domostw mrugały łzawo, jak chore, lub zapłakane, oczy.
— Ciekawam — zaczynała Lusia — co tam może być i kto tam żyje za temi oknami?
— Ot, co może być! Takie same pewnie żółte ściany, jak u nas, i tak samo pewno uczą się tam ludzie po łacinie, po grecku, i dyabli wiedzą po jakiemu; co zaś się tycze życia... to chyba kiedyś będzie ono...
Nie dokończył, bo z przyległéj izdebki ozwał się głos pani Anieli:
— Otworzyliście tam okno! mieszkanie wyziębnie, i jutro trzeba będzie furę drew spalić! Zamknijcie zaraz i uczcie się!
Julek z trzaskiem zamykał lufcik i, robiąc na Lusię tak straszne oczy, jakby ją żywcem chciał poźrzeć, zdławionym głosem wymawiał:
— Uczmy się! No, uczmy-ż się!
Siadali znowu przy stole, i tym razem zaczynali