Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   166   —

powiedziéć, że kochała się ona w rycerzu tym, który przed dziecięcą jéj wyobraźnią spłynął po tęczowym szlaku poezyi, tak często bez wezwania i z własnego popędu wypowiadała wiersz, zawierający dzieje jego, z takiém głębokiém przejęciem się odegrywała akcyą, w wierszu tym zawartą. Działo się to w sposób następny. Wybiegała do sieni i ztamtąd wjeżdżała do izdebki dziada na „śnieżnym rumaku”, galopując, ramionami naśladując ruch skrzydeł, patrząc w sufit, jakby w „księżyc cicho roztoczony”, i zmierzając wprost ku żelaznemu piecykowi. Tu stawała w w melancholijnéj, zadumanéj postawie, i nagle schylała się, wołając: „hełm”, a z pomiędzy czarnych nóżek piecyka wydobywszy brzydki i drobne ręce jéj czerniący, odłam węgła, oglądała go ze stron wszystkich, aż znajdowała „w zbyt drogim kamieniu herb Żółkiewskiego i rdzy krwawéj znaki”. Wtedy zwracała się ku izdebce i z takim wyrazem, jak-by na świadectwo smutku swego brała ściany i stołki, i widniejące za oknem kolumny podjazdu, i wiszący w powietrzu płomyk gazowy, zaczynała:

„Cecorskie pola i wy, głuche lasy...”

Gdy kończyła strofę, oczy jéj bywały czasem pełne łez.
Raz, gdy więcéj, niż zwykle, poważna i zamyślona, z rękoma wsuniętemi w rękawy sukni, siedziała na