Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   160   —

u żelaznego piecyka nie poruszyła się w téjże chwili, siedząca tam na stołku, mała dziewczynka, i sprawionym przez to szmerem nie zwróciła w tę stronę wzroku jego. Spójrzał przelotnie na bladawą, drobną twarz dziecinną, oświetloną czerwonym blaskiem żaru, i spokojnie panu Leonidowi Igorowiczowi odpowiedział:
— Prawda!
— To proszę bardzo, żeby te rachunki były akuratnie zrobione. Ja tu czasem zajrzę i zobaczę, jak to pan robić będziesz. A teraz, adiu. Mój kuzyn dał mi na całe dwa dni urlop, z powodu tego wesela. Przyjdę aż po jutrze.
Wyszedł wesoły i śmiejący się, jak zwykle, a Otocki zasiadł przed biurkiem, rozłożył przed sobą księgi, napełnione długiemi kolumnami cyfr, i włożywszy okulary, pracowicie rozglądać się zaczął w nowém zadaniu, które, wiedział o tém dobrze, spełniać już miał nadal zawsze. W izdebce panowało przykre światło, złożone z bladych smug dziennych, wnikających z sieni przez szklaną ścianę, i z żółtéj łuny, którą rzucał wiszący nad biurkiem płomyk gazowy. W świetle tém głowa szwajcara, pochylona nad księgami, nie wydawała się wcale zgnębioną. Pracował on z trudnością widoczną, ale z ochotą i nawet gorliwie, często jednak podnosząc twarz i przelotne spójrzenie rzucając w stronę żelaznego piecyka. Lecz o ile weselszym, jakże nawet rozpromienionym był wtedy, gdy, po