Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   104   —

jéj był krótki i czasem jękliwy, a żółte, wyschłe ręce, w rękawach grubéj koszuli, czyniły czasem poruszenia takie, jakby giestem grozy, to znów błagania, chciały podnieść się ku niebu, lub spleść do modlitwy. Daremnemi były długie i wytrwałe pytania lekarza. Zapewne nie słyszała ich nawet. Gdy syn jéj pochylił się nad nią i mówić do niéj zaczął, usta jéj zarysowały słaby uśmiech, który wnet zniknął a po izbie rozszedł się szept, przerażeniem nabrzmiały:
— Żebrak! żebrak! książę mój żebrak
A potém ledwie dosłyszalne westchnienie:
— Boże zlituj się nad nim!
Po długiém badaniu, po wielu nadaremnych próbach rozmaitych lekarskich środków, lekarz półgłosem rzekł do Milorda:
— Matka pańska umiera z rozpaczy...
A w różnych kątach izby pełnéj ludzi rozszedł się szept: — I z głodu! z głodu także!
Lekarz odszedł, lecz po kątach izby siedzące na skrzyniach kumoszki-sąsiadki i stojący przy nich poważni majstrowie, znajomi lub przyjaciele nieboszczyka jeszcze Mateusza Dyrki, z wzdychaniem lub gniewném sarkaniem, jękliwemi, szepcącemi lub burkliwemi głosy jęli przypominać sobie szczegóły różne z ostatnich czasów życia Dyrkowéj: jak to ona nic prawie nie jadła i nie piła, w nieopalonych izbach siedziała, a grosz każdy chciwie chwytała, dla synka swego szczędząc i chowając...