Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   95   —

— No, to już zostańcie sobie! zostańcie!
Do cichéj izby dochodziły z dziedzińca odgłosy piły, hebla i młotka, rozlegające się w warsztacie stolarza; niebawem, wśród odgłosów tych ucho Dyrkowéj dosłyszało snadź inny jakiś, bo wyprostowała się ona i ręce jéj drżéć zaczęły. Odgłos to był męzkich śpiesznych kroków.
— Książę mój! — krzyknęła kobieta, i z rozwartemi ramionami rzuciła się ku drzwiom. Nie mogła jednak, jak dawniéj, silnym i szybkim krokiem przegalopować izby; nogi jéj plątały się i drżały pod nią z braku sił i ze wzruszenia. Zanim więc dobiegła do drzwi, otworzyły się one i w progu stanął Milord. W długim paltocie swym, na którym połyskiwało szkiełko binokla, miał on, jak zwykle, pozór wytwornego młodzieńca, ale zaledwie zdjął z głowy kapelusz, ramiona Dyrkowéj opadły, a na twarzy jéj odmalował się przestrach. Milord blady był i posępny; włosy jego, tak starannie zawsze pierścienione i namaszczane, w nieładzie opadały mu na schmurzone czoło.
— Dziecko moje! co tobie? — wydarł się z piersi matki krzyk przyciszony.
Nie odpowiadając nic, pocałował ją w ręce obie i usiadł na stołku z poruszeniem i miną człowieka zrozpaczonego.
Dyrkowa z załamanemi rękoma stanęła przed nim.