Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   89   —

się tak, jak bywa u ludzi, długo przebywających w mrokach i od światła odwykłych.
Zaczęła, jak zwykle na wiosnę bywało, siać, sadzić i kopać. Przy zajęciach tych znalazł ją raz Milord. Rzadko przyjeżdżał on do matki w dzień, i od dawna już nie widział jéj inaczéj, jak w izbie na-pół mrocznéj, a na-pół oświetlonéj jaskrawym blaskiem ogniska. Wszedł do ogrodu i, rozglądając się wkoło, zawołał:
— Mamciu!
Kiedy, wołając wesoło i znów donośnie: „jestem tu, synku, jestem!” wychyliła się z pomiędzy gęstéj już zieleni agrestowych krzaków i szła ku niemu najprędzéj, jak tylko mogła, stanął i, z pewném przykrém zdziwieniem, przypatrywał się idącéj.
— Ależ mamcia zmizerniała! — zawołał, całując ją w rękę, — co mamci jest? czy nie chora mamcia czasem?
— Chora! — zaśmiała się Dyrkowa, — a mój-że ty lubciu jedyny! jak ty mnie rozśmieszyłeś! ja jak żyję, nie chorowałam...
— Jednak mamcia tak jakoś wygląda...
— At! — rzuciła prędko, — starość nie radość, synku... wszelkie stworzenie żyjące starzéć się musi... postarzałam i ja...
Stali oboje pod drzewkiem wiśniowém, które zaczynało już osypywać się kwieciem. Milord zerwał różową gałązkę i przypiął ją sobie do guzika szame-