Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   88   —

jéj serca i budził w niém, uśpioną dziś, dawną jéj wesołość.
Ale głos jéj, silny jeszcze i dźwięczny niedawno, tak osłabł i przycichł, że zagłuszało go niemal warczenie motowidła, z którém téż, niby drugi ton tego samego akordu, mieszało się monotonne mruczenie żółtego kotka, uśpionego na wystającym murze pieca.
Tak przeszła zima.
W piérwszym dniu wiosennym, wilgotnym jeszcze lecz już ciepłym, Dyrkowa weszła do ogrodu swego. Kiedy chodziła po ścieżkach ogrodu, sąsiadka, stolarzowa, spojrzawszy w okno, rzekła do męża.
— Ależ postarzała się przez zimę ta gospodyni nasza, to postarzała! I tak raptem!
Istotnie, teraz dopiéro, gdy oblało ją blado-żołte światło marcowego słońca, można było dostrzedz wyraźnie, że włosy jéj, niedawno jeszcze popielate, od siwizny stały się zupełnie prawie białemi, a oczy zapadły głęboko pod wysokiém, piękném czołem, które zżółkło i okryło się rojem drobnych zmarszczek. Policzki jéj schudły i zżółkły także, a usta, i wprzódy już uwiędłe, zamiast dawnego spokojnego zadowolenia, układały się w wyraz cichego téż, lecz jakby przyrosłego do nich, smutku. Szła bardzo zwolna, krokiem słabym. Pochylała się, jak dawniéj, nad krzakami, ale z trudnością widoczną, a gdy z podniesioną głową oglądała gałęzie drzew, oczy jéj mrużyły