Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

Jakkolwiek Rębski znał dobrze starą kobietę, nie odgadł od razu całego znaczenia jéj mowy. Znaczenie to objawiło się wyraźnie nazajutrz rano, kiedy Ludwisia, jak zwykle, wybierała się z koszykiem w ręku po prowizyą do miasta, a Dyrkowa zatrzymała ją, mówiąc:
— Nie pójdziesz dziś i wcale już chodzić nie będziesz... chyba tam w wielkie jakie święto... W powszednie dni, a nawet w proste niedziele, nie trzeba mięsa, nie trzeba masła, nie trzeba mléka, i niczego z miasta nie trzeba. Są w domu dynie, kartofle, gruszki suszone, jest mak, groch, kapusta, i mąki jeszcze na chleb sporo... będzie nam tego na długo...
Dziwny był to widok staréj matki téj, zstępującéj dobrowolnie z dobrobytu, niewykwintnego wprawdzie, lecz dostatniego, w nędzę, istotną, liczącą się z każdym kęsem żywności, do ust wkładanym, i z każdą niemal kroplą wody; skrzętnie z dnia na dzień zbierającą najdrobniejsze okruchy, aby dziś starczyć mogło na jutro, i jeszcze po jutrze.
W długie wieczory zimowe, wielka, sklepiona izba smutną była i zimną, bez ognia w piecowisku, który teraz gaszonym bywał z samego rana, natychmiast po ugotowaniu, mającéj starczyć na dzień cały, odrobiny mdłéj strawy z dyń albo kartofli, okraszonych makiem. W głębi płomyk malutkiéj łojówki błyszczał nakształt dużéj iskry żółtéj, a dokoła zalegały mroki tak grube, że ustawione przy ścianach wyro-