Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   72   —

— No to i cóż ztąd?
— Co! co! — zawołała Dyrkowa, szeroko oczy roztwierając — czy jegomość nie rozumiész? A cóż ja powiem memu księciu, kiedy on przyjdzie do mnie i powié: daj!
— Powiész jemu jejmość, że nic nie dasz, bo nie masz!
— Ale! tak to łatwo powiedziéć dziecku; nie mam! a jak on powié, że jemu trzeba.
— Toż ma kamienic dwie: jednę tam na Złotéj ulicy, drogą tu.
— No tak, zapewne — mówiła Dyrkowa — ale z tych kamienic ma on tyle, żeby sobie módz dobrze żyć, a te pieniądze, co Mateusz mój zostawił, były jemu zawsze pomocą, gdy bardzo czego zachciał, albo gdy wypadło mu jakiś zbytek extra zrobić... Umyślnie nie oddawałam mu ich wszystkich razem, a nawet nie powiedziałam, ile ich jest. Myślałam sobie: będę po troszku dawać, na dłużéj wystarczą i robak mój zawsze sobie u matusi swéj cukierek jakiś znajdzie. Dobre dziecko nie napierało się o wszystko, brało po troszku i zawsze grzecznie, pięknie prosiło; daj mamciu! a teraz ot i kończy się już rozkosz jego i moja. Teraz stara matka musi powiedzieć mu: nie mam, synku!
Otarła palcem łzę z oka.
Rębski przypatrywał się jéj w milczeniu.
— Może to i dobrze — rzekł, — że tych przeklę-