Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   67   —

Raz tylko przelękła się i zmartwiła srodze. Było to wtedy, gdy Milord wyjął z kieszeni owę wizytową kartę z czarnym dyabełkiem, unoszącym na przepasce swéj imię i nazwisko jego, i z filuternym uśmiechem pokazał ją matce. Dyrkowa zbladła, przeżegnała się szybko, a potém z nieśmiałością pewną prosić zaczęła syna, ażeby strasznych tych wizerunków dyabelskich przy sobie nie nosił.
Milord żartował z razu z trwogi matki, przekonywając ją o niewinności wizerunków tych, aż nakoniec żądanie jéj spełnić przyrzekł. Dodać należy, że słowa dotrzymał, choć z ciężkością przyszło mu to zapewne, bo nie nacieszył się był jeszcze nowością tą, modną naówczas w saméj nawet Warszawie. Ztąd wnosić można, że Milord miał dla matki swéj uczucie pewne szacunku i przywiązania. Istotnie, w pocałunkach, które składał na jéj rękach, było ciepło serdeczne; czasem znów wpatrywał się w nią długo swemi pięknemi oczyma, zupełnie do oczu jéj podobnemi, i ogarniała go snadź wtedy tkliwość czy wdzięczność, bo chwytał ręce jéj, pochylał się ku niéj i mówił z cicha:
— Moja dobra, złota, kochana mamciu!
Nikt opowiedziéć nie zdoła, jak szcześliwą w chwilach owych była Dyrkowa. Chwile te dawały jéj tak wysokie wyobrażenie o sercu syna, że nazywać go zaczęła nietylko już księciem, ale jeszcze aniołem.