Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   60   —

Ludka, stojąc w fórtce ogrodu, oznajmiła Dyrkowéj, że śniadanie już zgotowane. Wtedy stara kobieta opuszczała ogród, a zaledwie ukazywała się na dziedzińcu, wnet, wyciągając się leniwie, dążyć ku niéj zaczynał wielki brytan, kudłaty i czarny, żółty kotek złaził po rynnie z dachu i z cichém miauczeniem ocierał się o nogi jéj i spódnicę, z gdakaniem głośném zbierały się ku niéj z różnych stron dziedzińca kury tłuste i czubate, i kilka par gołębi, bijąc skrzydłami, krążyło nad jéj głową. Głaskała psa, przemawiała do kota, gderała na kury, a ku gołębiom spoglądając mrużącemi się od światła oczyma, wołała: dyś! dyś! dyś! Potém wchodziła do sieni, a za nią wchodziły: pies, kot i kury i wlatywały gołębie.
Niekiedy, wnet po wschodzie słońca, wchodziła na dziedziniec gromadka robotnic, które Dyrkowa do pomocy sobie najmowała. Wtedy spotykała je ona wesołém pozdrowieniem, wiodła do swego zielonego państwa i na czele ich stawała z rydlem, koszem albo konwią w ręku. Kopały, zbierały, podlewały i pełły a w ogrodzie rozlegał się nieustannie dźwięczny i donośny głos Dyrkowéj. Pracowała, jak żadna z jéj pomocnic, a wciąż gawędziła, opowiadając historyą każdego drzewa, zalety i wady każdego krzewu, naturę każdéj niemal trawki. Znała się téż na tém. Prawiła o roślinności, jak najdoświadczeńszy ogrodnik. Często téż śpiewała. Gdy była młodą, sąsiedzi przezwali ją skowronkiem. Teraz mawiali o niéj: