Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

dzieńca. Dziecię, które trzymała na ręku, niewidzialne prawie było śród okrywających je łachmanów.
— Czego chcesz? — z roztargnieniem, lecz łagodnie, zawołał Milord.
— Grosika! — szepnęła dziewczynka.
— Chodź, Milordzie! chodź-że: — wołali towarzysze Milorda, stojący już przy drzwiczkach powozu. Ale Milord sięgnął ręką do kieszeni, wydobył z niéj niezmiernie elegancką, niewieściemi snadź paluszkami urobioną, sakiewkę, i położył na małéj, wyciągniętéj ku niemu, dłoni parę srebrnych monet.
— Milordzie! spóźnimy się! już i tak spóźniliśmy się srodze! — wołali towarzysze.
Ale Milord zapytywał dziewczynkę w łachmanach.
— Jakież to dziecko nosisz?
— Braciszek, — odpowiedziała z cicha.
— Milordzie! Milordzie! bój się Boga! opuścisz piérwszego mazura!
Milord jednym skokiem był już na stopniu powozu.
— Piérwszego mazura z panną Pelagią tańczę — zawołał.
— Szczęśliwcze! — odpowiedziało parę głosów.
— Z kopyta! — krzyknął Milord do woźnicy.
Od wczesnéj wiosny do późnéj jesieni, ile razy wschodzące słońce zaiskrzyło skraj widnokręgu rąbkiem złotym i różowym, tyle razy w wązkich drzwiach