Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 592.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rują swe kroki? Ze wszystkich stron równiny otwierają się długie, przepaściste wąwozy, a turkot w nich i hałas taki straszny! Który właściwie z tych wąwozów prowadzi do miejsca, będącego upragnionym celem ich podróży? Nie mając o tém najmniejszego pojęcia, cóż więc uczynią?
Rzecz prosta. Po długiém, nieruchomém staniu i patrzeniu, Esterka ściska swe obie piąstki i przykłada je do oczu, z których wytryska prawdziwa fontanna łez. Mendele naśladuje ją w zupełności, z tą tylko różnicą, że żałośnie i rozdzierająco krzyczéć zaczyna: Tatele! Esterka, jako starsza, wié dobrze, iż ojciec usłyszéć ich nie może, bo już jest gdzieś daleko... daleko, ale matka bliżéj. Poprawia więc brata i krzyczy: Mamele! Z wołaniem tém i z piąstkami przy oczach, odwracają się i idą znowu zaułkiem ku domowi...
W téj saméj prawie chwili Szymszel, niewiedzący nic wcale o zgryzocie, która dotknęła dwie jego pociechy, wchodzi do teatralnéj garderoby...
Tu pełno, gwarno i ponsowo, bardzo ponsowo. Ponsowość bije szczególniéj od Mowszy, malarza szyldów, który przechadza się po garderobie w pełnym teatralnym swym stroju, przywdzianym już od południa. Barczysty, silny, z nerwami zahartowanemi i muskułami, rozwiniętemi ciężką fizyczną pracą. Mowsza jest daleko mniéj wrażliwym i skrupulatnym od Szymszela. Przytém, jako cesarz filistyński, nie