Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 538.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszczem dziś nic nie jadła. Przepraszam panią, ale muszę w piecyku zapalić i obiad sobie zgotować...
Przywlokła się do glinianego piecyka, zapaliła w nim parę drewienek, i przystawiła do ognia wodę w małym garnuszku. Z całéj siły szczupłéj swéj piersi dmuchała na ogień, aby się żywiéj palił, a gdy rozpalił się już i woda w garnuszku zawrzała, wsypała do niéj garstkę krup i szczyptę soli, a siedząc wciąż na ziemi, zwróciła się ku mnie i zapytała:
— Czy pani była u mego brata?
Odpowiedziałam twierdząco. Milczała chwilę; potém, opierając brodę na ręku i mrużącemi się oczyma patrząc w ogień, mówić zaczęła:
— Słyszałam, że u nich teraz ładnie bardzo i wesoło. Co dziwnego? Dobrze się mają i w zgodzie podobno żyją... mieszkanie sobie ustroili jak cacko, znacznych ludzi przyjmują i... pięcioro aniołków wciąż koło siebie mają...
Po chwili milczenia dodała znowu:
— U Tyrkiewiczów to już pewno pani nie była; ale słyszała pani może, że pan Laurenty coraz więcéj pieniędzy zbiera, a wszyscy w całém mieście bardzo go poważają i szanują... Żonka go, słyszę, za nos wodzi, ale wierna mu podobno, niéma co mówić, wierna, i zaszczyt mu przed ludźmi robi ładną twarzyczką... a on przepada za nią. Ot i jemu także dobrze na świecie!