Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 536.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ża, i dziękowała-bym za to Panu Bogu, gdyby nie to, że strach mi trochę zamrzéć tak kiedy śród nocy, saméj jednéj, bez ludzkiéj ręki, która-by mi kroplę wody podała i na daleką drogę dobrém słowém mię obdarzyła...
Gdy mówiła to, wklęsłe wargi jéj zadrżały. Zaczęłam mówić, że przecież krewni jéj, braterstwo i ich dzieci...
Uczyniła trzęsącą się ręką giest łagodny, lecz zniechęcony, i przerwała:
— E! proszę pani! już ja się tego nie spodziewam, aby ktokolwiek z nich stanął mi w ostatniéj godzinie pomocą i pociechą! Brat bratem jest mi zawsze... niéma co mówić... daje mi regularnie kilka rubli na miesiąc, abym z głodu nie marła i pod kościół żebrać nie szła... Bo te pieniądze, co wzięłam od niego, rozeszły się dawno. Trzysta rubli... toć-to nie skarby żadne... Chorowałam... i nieboszczkę tę, u któréj zamieszkałam była, własnym kosztem pochowałam... to i rozeszły się. Dawno już tedy z jałmużny braterskiéj żyję, bo zarobić już nic nie mogę, i dość-by mi było tego, co on mi daje, zupełnie dość, gdyby tylko nie ten strach i smutek, że ot tak sama jedna jestem!
Mówiła mi potém, że brat odwiedza ją parę razy na rok, na chwilę wpada, bo podobno zajęty bardzo i czasu nie ma! U braterstwa raz tylko była króciuteńko z odwiedzinami, i wtedy tylko bratową widziała...