Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 500.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ukazała się we drzwiach. Blada jak płótno, z widocznie drżącemi rękoma, panna Teodora stanęła w progu, jak wryta, i podniosła na przybyłego wzrok nieśmiały i przepaścisto smutny. Snadź teraz, gdy go znowu ujrzała, wszystkie, różnorodne cierpienia, od chwili rozstania z nim doznane, zbiegły się do jéj serca i przez oczy jéj zdawały się mówić mu: byłam bardzo, bardzo nieszczęśliwa! Ale po twarzy pana Laurentego, na widok jéj, przebiegły uśmiechy uradowania szczerego i trochę jakby żartobliwego. Na wzór światowców, dandinując się nieco, to jest przechylając z boku na bok otyłą trochę swą postać, zbliżył się on do niéj, wziął obie małe i ciemne od spracowania ręce jéj w białe swe i pulchne dłonie, a patrząc w jéj twarz, z tym samym wciąż wyrazem żartobliwéj wesołości, zapytał:
— Czy panna Teodora poznaje dawnego znajomego swego?
Teraz dopiéro radość niewymowna i uczucie niewymownego téż, głębokiego przywiązania, napełniły jéj oczy, i głosem cichutkim, lecz w którym dźwięczał bezmiar zdumienia, odpowiedziała:
— Ja... jabym pana miała nie poznać?
Pan Laurenty pocałował ją w rękę i szepnął jeszcze słów kilka, z których dosłyszéć można było wyrazy: „dawne, dawne czasy!“
Na scenę tę pani Jadwiga patrzała z drwiącym nieco uśmieszkiem, a pan Klemens, ze zdziwieniem