Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 476.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogródka i usiadło na szerokim krzewie koralowego bzu.
Długo potém, w cieniu krzewu tego, słychać było dźwięczny głosik panny Teodory, wciąż o czémś prawiącéj dzieciom, szczebiot dwojga dzieci, głośne pocałunki, miauczenie kotka, wesołe poszczekiwanie psa, i zawzięte gwizdanie gilów, kąpiących w słońcu szkarłatne swe pierze...
Ładnie i wesoło było wtedy w ogródku, ale całkiem inne sceny rozegrały się w rodzinie Końców za raz następnego wieczora.
Widziałam przez okno, jak o zmroku panna Teodora, znalazłszy brata samego na dziedzińcu, długo mu o czémś szeptała, a on słuchał jéj nieruchomy, stroskany, w ziemię posępnie wpatrzony, i grubą, ciemną ręką, targał bujnego rudego wąsa. Potém, gdy wszystko uciszyło się na dworze, w oficynce, w któréj mieszkali Końcowie, wybuchła wrzawa dwóch głosów. Męzki głos był basowy, gruby, porywczy; kobiecy zanosił się przeraźliwie i wpadał w piskliwe tony.
Była to zawzięta kłótnia małżeńska, w któréj jednak ostatnie słowo otrzymała kobieta, bo głos męzki miękł stopniowo, łagodniał, odzywał się coraz rzadziéj, aż z łajania i wyrzutów przeszedł wyraźnie w prośby, czy przeprosiny. Potém w oficynie uciszyło się wszystko, a pan Klemens biegł śpiesznie na salkę, w któréj mieszkała siostra jego; zabawił tam