Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 421.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego panna nie postara się przynajmniéj o co dla dziecka tego?
— A jak? gdzie? u kogo starać się mogę! — wybuchnęła kobieta. — Alboż ja tu mam znajomości jakie, stosunki... prosiłam, kogo mogłam... nikt nie chciał... zresztą i prosić ja bardzo nie mogę, bo ludzie zaraz-by... Ochronka jedna w całém mieście, pełniuteńka zawsze... a żeby w niéj miejsce i było, czy-bym ja ją wprosiła do niéj... Sama jestem, uboga, bez protekcyi, ni środków jakich... O! Boże mój! Boże! Boże!
Głos jéj podnosił się coraz i nabierał jękliwych tonów. Bladą była, jak chusta.
Złotka patrzała, głową trzęsła, myślała. Po chwili obejrzała się po sklepie, a widząc, że jest sam-na sam z guwernantką, zniżonym głosem zapytała:
— A czemu panna nie dasz znać o wszystkiém jemu? Może-by on dopomógł, poratował?
Twarz panny Janiny z bladéj stała się nagle szkarłatną.
— Kogo ja mam uwiadomić? kto-by mi dopomógł? — mówiła gwałtownie.
Wklęsłe usta staréj żydówki wygięły się w uśmiech dziwny, litośny i pogardliwy nieco.
— No — zaczęła zwolna — jeżeli panna nie wiész, to ja o tém już mówić nie będę. Ja tylko jeszcze powiedziéć muszę...