Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 395.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczególny uśmiech, przebiegły i trochę smutny. Trzęsła głową i z powagą odpowiadała:
— Kiedy ono niczyje nie jest, to powinno być wszystkich, nu, ale kiedy ono jest wszystkich, to tak, jakby było niczyje!
Pytający wzruszali ramionami, nie rozumiejąc zagadkowych słów żydówki, ale głupowata Cipa z pogardliwym giestem tłumaczyła im:
— Podrzutek! znajda!
Julianka rozmów tych o niéj słuchała zawsze z wielką uwagą, a ludzie, pytający o nią, usłyszawszy tłómaczenie Cipy, wstrząsali głowami na znak, że teraz już zrozumieli wszystko, i odchodzili.
Raz jednak...
Było to w pogodny, lecz zimny, dzień jesienny. Do sklepiku weszła kobieta średniego wzrostu, szczupła i zgrabna, w sukienném nie świeżém okryciu i starym kapelusiku, przyozdobionym w kwiat blady i zgnieciony. Miała ona wielkie, błękitne oczy, drobne usta i postarzałe czoło, nad którém młodo wiły się bardzo jasne włosy. Ujrzawszy ją wchodzącą, Złotka, zawołała uprzejmie:
— A! nowa lokatorka nasza! Daj Boże szczęśliwie! daj Boże szczęśliwie w nowém mieszkaniu przeżyć!
— Dziękuję, moja kupcowo — odpowiedziała kobieta, i wnet potém poprosiła o parę funtów cukru,