Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 314.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścia takiego, jak pan Adam, wszyscy czuli się obowiązanymi bawić, i bawili; głos Felicyi w chórze rozmów dawał się słyszéć najrzadziéj, najdonośniejszą za to stawała się zająkliwa mowa Choimskiego, który polityczne swe hypotezy roztaczał przed panem Adamem, coraz daléj, w zapale dowodzeń, ku oknu salonu go uprowadzając.
Godzina cała upływała nieraz w sposób ten, że gościa i gospodynią domu rozdzielała cała przestrzeń salonu, i ani on, ani ona nie próbowali, zdaje się, że nawet nie chcieli zbliżyć się ku sobie. Tylko z jéj twarzy szczęście, a z jego wesołość znikały. Potém, przed samém odejściem swém, rozmawiał z nią pięć albo dziesięć minut, głośno, w obec wszystkich, o jakiéjś książce, o jakimś utworze muzycznym, o sprawie jakiéjś, toczącéj się kędyś na jasnym bożym świecie. Do rozmowy téj obecni nie mieszali się nigdy, nie spostrzegali téż, jak przez chwilę dwie pary oczu patrzały sobie w źrenice wprost i głęboko, i jak przechodziło na nie nagłe obudzenie. Felicya odwracała twarz i zaczynała mówić coś prędko i śmiać się, pan Adam brał kapelusz i odchodził. Przybywał potém znowu po długich tygodniach.
Raz, zręcznym dowcipem skończywszy rozmowę z panną Emilią, która dopytywała się go, czy woli czarne lub błękitne oczy, poprosił Felicyą, aby zagrała. Miałam silne podejrzenie, że prośba ta wyniknęła z pragnienia porozmawiania z nią przy odgło-