Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 265.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tém w mnóztwo zmarszczek, dwie ostre i zbliżające się ku sobie linie nosa i brody. Tak przesiedziała do późnego wieczora i do córki nie przemówiła ani słowa, wtedy nawet, gdy ta, z twarzą zbrzękniętą od płaczu, postawiła przed nią stoliczek ze szklanką herbaty, i gorąco, długo całowała ją w obie ręce. Gdyby nie oczy, rozwarte szeroko i szklisto, patrzące w sufit, można by sądzić, że spała lub była zemdloną. Nad wieczorem zaczęła z cicha coś mruczéć do siebie. Rozalia, bacznie wsłuchując się, dosłyszała tylko słów kilka:
— Licho wié co! syn obywatelski...
A potém:
— Dziecku nic nie zostawię... robótki... tylko... robótki...
Przed północą wstała z fotelu i powiedziała Rozalii, aby ją rozebrała. Daremnie jednak córka po kilka razy zapytywała ją, jak się czuje, i czy czasem do apteki po co nie pójść. Nie odpowiedziała nic. W nocy, Rozalii, która nie spała i co moment przychylała ucha w stronę łóżka matki, zdawało się, że słyszy stękanie tłumione w poduszkach. Nie śmiała jednak przemówić, ani światła zapalić; a gdy z rana obudziła się z krótkiéj, ciężkiéj drzemki, krzyknęła aż ze zdziwienia i zadowolenia razem. Matka jéj siedziała na brzegu łóżka, ubrana już zupełnie, w szalu, czepeczku wygarnirowanym, w okularach nawet, prosta, jak