Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 261.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nie, nie! Dwa tygodnie temu sprzedał Żyrewicze i wyjechał gdzieś daleko, aż na Białoruś, czy co, do jakichś krewnych...
— Wyjechał!
— Wyjechał.
— Jakto, zupełnie? zupełnie?
— Zupełnie... zupełnie.
— Jakto, bez pożegnania?
— Otóż to, otóż to, otóż to i boleśnie! bez pożegnania!
Żyrewiczowa skamieniała na chwilę, w oczach jéj zakręciły się łzy.
— Nie wierzę, — zawołała nagle, — jakto? on by się miał nie pożegnać ze mną, ze mną... kiedy jestem jego ange consolatrice. Nie wierzę!.., kto ci to mówił?
— Na mieście! na mieście! na mieście! wszyscy znajomi moi i jego mówili... odnosiłam profitki i podstawki... mówili, że najpewniéj.
Żyrewiczowa usiadła na kanapce i zadumała się długo, smutnie. Rozalia ocierała sobie łzy z oczu i twarzy. Po kilku minutach zaledwie wdowa z cicha przemówiła:
— A nasze kapitaliki?
— Ach! — porwała się Rozalia, — zapomniałam! to prawda! cóż będzie z temi kapitalikami i temi procentami? O Boże! mama zmartwi się bardzo... co tu robić? u kogo teraz upominać się? Chodźmy do mamy.