Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 209.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

, że wyciągnęła moję mamę na to patrzanie! Zmęczy się tylko, zaziębi się jeszcze broń Boże, a przytém... to ubliżenie... jakoś nie wypada!
— A no! — rzekła Brygida, z właściwym sobie głuchym, stłumionym śmiechem; — ale za to napatrzą się śliczności! A ty, czemu wróciłaś tak prędko? nie ciekawaś?
Rozalia rzuciła ręką.
— Ej nie! czy to ja takie rzeczy widziałam? Czym się mało sama natańcowała, kiedy jeszcze nieboszczyk papa był prezydentem sądu powiatowego... I potém, choć Łopotniki były sprzedane, rodzice kupili tę kamienicę, co to przy Sklepowéj ulicy, na czekoladowy kolor pomalowana, i przez kilka lat jeszcze doskonale bawiono się u nas... Mama chciała wtedy za mąż mię wydać...
— No, to i czemuż nie wydała?
— Ot, nie zdarzyło się nic stosownego. Miałam kilku starających się... ale nic stosownego! Mama nie pozwalała i... sama nie chciałam... Lepiéj wcale nie wyjść za mąż, jak poniżyć się i wyjść niestosownie.
— Aha! — mruknęła Brygida.
— A ty wcale nie chodziłaś patrzéć na te tańce? Czy ty także dużo tańczyłaś wtedy, kiedy rodzice twoi dobrze się jeszcze mieli?
— Bardzo mało — odpowiedziała.
— A dlaczegóż to?
— Dlatego, że matka moja bardzo dużo tańczyła.