Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 202.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani radczyni wstała i zaczęła się żegnać. Teraz, z ruchu przynajmniéj i ożywionego wyrazu twarzy, wygląda na lat dwadzieścia.
Rozalia za to spochmurniała trochę.
— Mama jeszcze zaziębi się, na dziedzińcu stojąc wieczorem... i przytém... czyż to wypada?
— No, no! — gniewnie ofuknęła matka, — niechaj jaja kur rozumu nie uczą! Już ja wiem, co robię. Po ciemku wszystkie koty szare... Kto mię tam pozna!
Po wyjściu wdowy, Łopotnicka, więcéj do siebie, niż do córki, mówiąc, zaczęła:
— Téj kobiecinie zdaje się, że i ona coś znaczy na świecie, dla tego, że mąż jéj był z obywatelskiéj rodziny, i że jeden jego krewny do tego czasu ją odwiedza... Pnie się to do wyższych... pnie się... co moment zagląda do nas, a ogląda się, czy ludzie widzą, że u nas bywa... Całe życie pięła się... obiadki i wieczorki wydawała... a córkę to wyhodowała na prostą dziewkę.
— Ja Brynię bardzo lubię, — ozwała się z nad roboty swéj Rozalia.
— A cóż robić? kiedy już los przybliżył nas tak do tych ludzi, to... to... to... znosić ich musimy... Ale co tam lubić? poco lubić? zaco lubić? grubianka! śmie z tobą kłótnie rozpoczynać...
— I mnie kłótnie te dokuczyły bardzo... ale ona taka biédna!