Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tęsknota... czułam zawsze, że mam skrzydła zwichnięte, że mi coś innego, wyższego, promienistszego od świata należy!
— Mało komu się co należy! — sarknęła Łopotnicka, i długiém spojrzeniem ogarnęła schyloną znów nad błękitnym trzewiczkiem głowę córki. — Mało co komu się należy! — powtórzyła, trzęsąc głową, — już-to ja, naprzykład, co najmniéj do uszanowania ludzkiego pretendować mogę... bo przecież i wiek mój, i stan, i to... to... to... A jednakowoż zdarzają się nieprzyjemności takie... Ot, niech pani radczyni imaginuje sobie, co mię dziś, dziś, w biały dzień, po środku ulicy spotkało! Szłam dziś z wizytą do marszałkowéj... Rózia wczoraj odnosiła serwetkę siatkową, którą zamówiła u niéj ta tam... jak-że się nazywa?...
— Płocińska, doktorowa... — przypomniała Rozalia.
— Aha, ta, doktorowa... i dowiedziała się od niéj, że marszałkowa jest w mieście. Bo to ten Płociński, to z gminu podobno, z mieszczan, ale ona Zężanka z domu, z Odropolskimi przez matkę spokrewniona, i ztąd z obywatelstwem ma stosunki... Rózi z sobą nie wzięłam, bo toalety wizytowéj nie ma, a dla mnie staréj w szalu moim i czepku, wszędzie... przystoi... Szłam tedy Sklepową ulicą, pomaleńku, bo ten reumatyzm w nogach, i trudno już po bruku chodzić... kijem moim podpierałam się... ja bo bez kija