Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niż gdyby była rozromansowała się i zrobiła mezalians jaki... Prawda, Róziu?
— Prawda, mamciu, prawda! — szczebiotała Rozalia, rumiany policzek swój tuląc do twardego kolana pani prezydentowej, która, pochylając się ku pani Emmie w sposób taki, w jaki pod dotknięciem jakiémś pochylają się posągi, z tajemniczym wyrazem twarzy, i z cicha zapytała:
— A nie mówił tam Staś czego o naszych procentach, he?
Pani Emma zmieszała się nieco. Jéj saméj procenta jeżeli nie leżały na sercu, to przynajmniéj, wraz z mnóztwem innych rzeczy, wirowały często po głowie; z drugiéj jednak strony pragnęła bronić Stasia od zarzutów, które przewidywać mogła.
— Tak... wspominał, — wyjąkała, — mówił, że wkrótce wypłaci i mnie, i pani prezydentowéj...
— Wypłaci? wkrótce? to dobrze... to dobrze... to dobrze! żeby tylko prędzéj, bo ot już z górą rok żyć bez procentu trudno trochę, trudno... Już i herbatę tańszą zaczęłyśmy kupować... i to za pieniądze Rózi... z robótek! — prawiła stara; — już z górą rok połową tylko procentu i jéj robótkami... a choć to dla panny stosowne zajęcie, ale oczy... to... to... to... oczy męczy...
Tu głos jéj zadrżał trochę.
— Czy pannę Rozalią oczy bolą? — zapytała pani Emma.