Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kosz taki ciężki, aż się panieneczka gięła, niby trzcina... Napracuje się to niebożątko, napracuje...
Tym razem żywy rumieniec oblał twarz wdowy.
— Ona to lubi, — odrzekła prędko, — to już taki charakter... wszak potrzeby niéma żadnéj... żadnéj.
— Oj, oj, co tam za potrzeba! — schlebiającym tonem potwierdziła żebraczka; — wiadomo! panom zachciewa się czasem różności... Niech będzie pochwalony...
Zabierała się do odejścia, ale Żyrewiczowa niespokojnie poruszyła się na swém siedzeniu. Widocznie wstyd jéj było zatrzymywać żebraczkę, a nie chciała choćby tego towarzystwa utracić.
— Słuchajcie no, kochanko — zaczęła, — a co tam dziś na mieście? ruch wielki? co?
— Oj, oj! czemu nie mają ruszać się? dzionek pogodny, letni! Na ogrodowéj ulicy przecisnąć się nie można, tylu panów spaceruje, a panie, to wszystkie poubierane w takie suknie, że aż w oczach ćmi się, patrząc...
Wdowa westchnęła. Brzegi powiek jéj zaczerwieniły się mocniéj jeszcze, bo źrenice zabiegły łzą.
— A w ogrodzie muzyka gra? — zapytała ciszéj.
— Aj, aj! aż się po całém mieście rozlega! Ale czemu to pani dobrodziéjka nie wyjdzie sobie do miasteczka, na boże słoneczko i na różne różności popatrzéć? Oj, oj, aż litość bierze, patrząc, że taka pani marnuje się tak w smętności i na odludziu!...