Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 109.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem silnego ramienia precz, aż prawie na drugą stronę ulicy odrzucił.
Upadła znowu na kamienie bruku, ale wnet podniosła się, i kulejąc trochę, szybko jednak bardzo odbiegła. Przypadła do brzegu rzeki, sama nie wiedząc, jak i kiedy, wsiadła do czajki, a gdy przy wysiadaniu usłyszała głos przewoźnika, upominający się o kilka groszy zwykłéj opłaty, zerwała z głowy i ramion starą chustkę, rzuciła mu ją i popędziła daléj pod górę, ku chacie Wierzbowéj.
Okienka chaty mrugały z dala śród mgły deszczowéj czerwonawém i siném światłem. Wierzbowa miała snadź gości, którzy bawili się i raczyli u niéj wedle zwyczaju...
Istotnie w izbie, przy długim stole, oprócz gospodyni domu siedziała jeszcze mleczarka, która dnia tego z rana przychodziła z mlekiem i piérwszą o zaszłém zdarzeniu wieścią; stara kabalarka z przedmieścia, przychodząca tu od czasu do czasu z talią kart otłuszczonych; dziewczyna jakaś wysoka, ponura i rozczochrana; dwóch mężczyzn brodatych i jedna jeszcze kobieta chuda, żółta, z zaczerwienionémi oczyma, w podartém odzieniu, istny obraz nędzy brudnéj, cynicznéj, ostatecznéj. Na tę ostatnią kobietę zwracała się widocznie uwaga ogólna. Wszyscy patrzali na nią, kiwając głowami i rzucając rozmaite pytania i wykrzyki.
— No, no! — mówiła Wierzbowa, — wróciliście!