Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z głową opartą o mokre drzewo, usypiała. Zmęczoną była i przywykłą od niemowlęctwa prawie do noclegów podobnych, spała więc mocno. Nadedniem tylko budzić ją zaczynało wzmagające się zimno. Kurczyła wtedy nogi, chowając je pod płócienną spodniczkę, stękała przez sen lub otwierając napół zaczerwienione od zimna powieki i mrużącą się źrenicą patrząc w błękitne świtanie dnia, sennym, przerywanym, skarżącym się głosem szeptać zaczynała:

— Matusiu! matusiu! spójrzcie na mnie z płaczem,
Nie mam ja mojéj główki położyć na czém!

Zdaje się, że wtedy przypominała sobie matkę i że z błękitnym świtem, miękko spływającym na białe śniegi, spływało na nią tęskne jakieś, pieszczotliwe, łzawe marzenie.
Kiedy miała lat czternaście, zaprzestała całkiem nocnych wycieczek na miasto; zaczęła już snadź doświadczać uczucia wstydu i więcéj niż kiedy lękać się tak policyantów, jak przechodniów miejskich, którzy kilka razy zaczepiali ją grubemi giestami i żartami. Władka téż widywała coraz rzadziéj. Przychodził jeszcze do niéj niekiedy, ale roztargniony był, chmurny, milczący. Zauważyła, że wzrok jego stawał się coraz posępniejszym, śmiech coraz ostrzejszym i hałaśliwszym.
Raz zapytała go: