Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy ten Franek! zawsze piérwéj do wszystkiego dopadnie, niż ja... prawda, że starszy, no, i ojciec jego, który za lokaja służy, lepiéj go kierował, niż mnie ta wiedźma...
— Wiész? — mówił daléj — jak na tych czerwonych krzesłach dobrze siedziéć... tak miękko! Wczoraj, kiedy goście porozchodzili się, siadłem sobie na krześle i tak wyspałem się, jak w łóżku.
W ogóle znać było, że czuł się zadowolonym z położenia swego, i że w głowie roiły się mu niejasne, lecz gorące pożądania i nadzieje. W kilka tygodni potém, przyszedłszy po raz drugi, z zamyśleniem rzekł do Marcysi:
— Dochodzą ludzie... dojdę i ja! umiem już zgrabnie podawać gościom lody i czekoladę, a stryj zrobi mię prędko markierem.
— Co to? — zapytała.
— Markier, chłopiec, co przy bilardzie stoi i liczy, ile kto przegrał, albo wygrał. Będę stał przy bilardzie, patrzał i uczył się...
Skarżył się tylko na żonę stryja, że łaje go często, krzykliwe dzieci swe nosić mu każe i do herbaty daje chleb bez masła.
— Ale to nic! — dodał — zawsze tam życie, jak raj, w porównaniu do tego, co wprzódy było. Gdzie zaś! Człowiek sobie zje dobrze, wyśpi się wygodnie, i pomaleńku uczy się, jak obracać się w świecie. Żebyś ty tam była, tobyś gębę otwierała, słuchając,