Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życowi i gwiazdom przypatrują się... a skoro dzień świtać zacznie, śpiewają sobie razem:

Od wody, wody, idziemy do was,
Bo świat szeroki znać nie chciał nas!...

Ostatnie wyrazy zanuciła, i nagle, przerywając sobie, jakby ze snu zbudzona, dodała:
— Dobrze im! oj! czemu ja topielicą nie zostałam, kiedy na mnie ta nieszczęsna godzina przyszła...
Podniosła oczy i wlepiła je w córkę.
— Zostaniesz może ty! — szepnęła. — I pewno!... jaka twoja dola być może?... ot, chyba taka jak i moja...
Źrenice jéj drgnęły przestrachem i błysnęły wielkiemi łzami. Jednocześnie porwała się ze stołka i zaczęła tu i owdzie chodzić po ciasnéj izbie. Nachyliła się nad leżącą na ziemi szczupłą swą pościelą, i przerzuciła ją drżącemi rękoma, otworzyła skrzynią, na któréj dnie leżało kilka łachmanów, i zamknęła ją ze stukiem, pochwyciła z kąta polano, i rozgrzebała niém w starym, rozsypującym się piecu, garstkę węgli i popiołu... potém stanęła na środku izby i z obwisłemi rękoma i, wpatrzona w ziemię, myślała długo.
— Pójdę, — rzekła, — niech co chce będzie, pójdę i poproszę Wierzbowéj... trzeba to raz skończyć... upamiętać się... dla dziecka...
Zarzuciła na głowę podartą chustę, zgasiła lampkę i, zostawiając dziecko w ciemności wyszła. Wy-