Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i czarnemi plamami wilgoci, pod okratowanemi z wewnątrz oknami jakiéjś zapewne śpiżarni. Jedli bułki, a Władek nauczał Marcysię rozpoznawania pieniędzy.
— Widzisz! — mówił, pokazując jéj na dłoni kilka miedzianych monet, — to trzy grosze, a to dwa, a to grosz... trzeba, żebyś dobrze przypatrzyła się i wiedziała potém, co dostajesz, i ile za bułkę, albo za co innego zapłacić... ot ta pani, tam pod Farą, dała dziesiątkę... Ona zawsze daje... dobra jakaś... to téż ja, ile razy ją zobaczę, zaraz do niéj lecę... już ja tu wszystkich znam, kto daje, a kto nie daje... i z twarzy rozpoznać umiem... kiedy widzę, że nie da, to i nie idę... i ty tak rób...
— Kiedy ja nie potrafię! — zauważyła Marcysia.
— Ej potrafisz! nauczysz się! i ja kiedyś nie umiał, a teraz widzisz...
— A kto ciebie nauczył? — zapytała.
— Ot kto? nikt! sam nauczyłem się... jak inni, tak i ja... słuchałem, jak pod kościołem dziady proszą... Oni zawsze tak proszą: „Wielmożny panie! Dobrodzieju najmiłosierniejszy!“ Słuchałem, słuchałem, i nauczyłem się...
Po chwili namysłu dodał:
— Już to Franek to najsprytniejszy! On mnie opowiadał wszystko, tak jak ja tobie teraz opowiadam... i... chciał mnie nauczyć wyciągać panom chustki z kieszeni... bo on to umié... ale ot, ja-bym wolał gołębie uwodzić, niż chustki wyciągać... jak