Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak zdyszane, rozognione, z błyszczącemi oczyma i rozwianemi na wiatr włosy, po przez uliczki, podwórka i ogrodzenia, dzieci te biegły tam, kędy górą, wysoko po nad niemi, leciał sznur gołębi ku zielonemu jarowi i wiszącéj u ściany jego, szaréj chatce z nizkim płotkiem, pnącym się w górę i otaczającym mały, mizerny ogródek. Jar, chatka, płotek i ogródek, ukazały się w dali... w dali... pod samym już skłonem liliowego nieba i w sinéj mgle oddalenia, w któréj po chwili zniknęły gołębie i dzieci.
Dziwne to było miejsce, dzikie, choć znajdowało się w obrębie jeszcze ludnego miasta, świetliste i ciemne zarazem. Mgła, w któréj ukazywało się ono z oddali, nie powstawała z saméj tylko odległości, ale podnosiła się téż z nad sadzawki, nieruchomo zalegającéj dno jaru, a nad którą w jedném miejscu rosło kilka bardzo starych wierzb. Drzewa te miały pnie grube, w różne strony pokrzywione, i szeroko rozpostarte obwisłe gałęzie, któremi muskały zielonawą powierzchnią wody. W przedwieczornéj porze, głębia ta jaru pogrążała się już w grubym zmroku; za sadzawką tylko i wierzbami, przez wązki otwór dwóch ścian wysokich, przeglądało złote jeszcze od słońca pole, i kiedy niekiedy przybywający ztamtąd promyk, przedzierając gęste cienie, spadał na wodę lub wił się w berberysach, głogach i dzikich agrestach, rosnących tam gajem nizkim i kolczatym. Ale z pomiędzy nizkiego gaju tego, zrzadka rozświetlanego błędnym