Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 585.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dama skinęła głową w znak zrozumienia.
— To co innego — rzekła — muszę nawet wrócić i powiedziéć pani Mięcickiéj, żeby nie szła także, bo wiem, że się wybierała.
Nie zaręczam za prawdziwość faktu tego, ale tak mi się zdawało przynajmniéj, że, mimowoli, słuchając rozmowy tych dwóch kobiet, zarumieniłem się ze wstydu. Wstydziłem się może za rodzaj ludzki. To tylko pewno, że oprócz wstydu tego, uczułem żal nad panią Luizą, którą, jak to spostrzegać zaczynałem, szarpały nielitościwie te właśnie języki, które znajdując się przy niéj, najdonośniéj chwałę jéj wyśpiewywały. Zmierzałem co prędzéj do nadjeżdżającéj dorożki. Miałem już siadać, gdy panna Zuzanna dogoniła mię jeszcze i pochwyciła za rękaw od paltota.
— Panie dobrodzieju kochany! — szeptała — nie zapominaj tylko, zlituj się, o przestrodze mojéj... jak książę Janiunio tam jest, nikt więcéj być nie powinien... Trzeba ją biedaczkę szanować.
Zniecierpliwiła mię już ostatecznie. Uwolniłem ubranie moje od uścisku jéj małéj, suchéj, ale dziwnie silnéj i żylastéj ręki, i nie pamiętam już jaką, ale wcale niegrzeczną dawszy jéj odprawę, odjechałem. Na zakręcie ulicy zobaczyłem, że panna Zuzanna stała na miejscu, na którém ją zostawiłem i uporczywie spoglądała za mną. Byłem pewny, że uczyniłem z niéj sobie śmiertelnego wroga i na myśl tę zaśmiałem się szczerze.