właśnie odwiedzić chorego, podpisali się na nim, jako świadkowie. Zajęło to niespełna godzinę, podczas któréj Czyński żywo zajmować się zdawał wszystkiém, co się dokonywało, niezwykle błyszczącemi oczyma spoglądał dokoła, ale, z wyjątkiem koniecznych odpowiedzi na zapytania świadków i lekarza, które dawał głosem drżącym, lecz wyraźnym, nie mówił nic. Kiedy nakoniec tak szkatułka z pieniędzmi, jak i akt testamentowy, zostały opieczętowane, a trzéj obcy ludzie opuścili izbę, podniósł on w górę drżące ręce, i słabym głosem zawołał:
— Dzięki Bogu!
Poczém, zwracając się znowu do mnie, rzekł z promiennym uśmiechem:
— Słońce zaświeciło znowu...
Przymknął oczy i zdawało mi się, że usnął, ale po kilku minutach podniósł znowu powieki i zaczął bardzo cicho:
— Żebyś pan wiedział, jak ja o tém ciągle... ciągle myślałem... i w biurze, i przy stole, i te długie noce, kiedy na świecie cicho było, jak w grobie, a ja jeden siedziałem tam przy stoliku i pisałem tak długo, aż mi ręka zmartwiała... Myślałem, że będzie ich dwoje, którzy przeze mnie... przez moję pracę, lepszéj doli doświadczą, niż ja i Maryanna... a potém znowu dwoje... i tak długo... długo... Ludzie nie lubili mnie i wyśmiewali... dokuczali mi i prześladowali Maryannę; a ja myślałem sobie, że dzieci tych samych może
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 548.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.