Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 524.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie — rzekł nagle, podnosząc oczy — nie mogę im tego powiedziéć... sam nie wiem dlaczego, ale nie mogę... Kiedyś... wkrótce zapewne, przyjdzie taki dzień, w którym powiem panu... tak, panu naprzód, a potém dowiedzą się i wszyscy, tylko nie ode mnie! I wié pan dobrodziéj...
Tu przerwał sobie na chwilę, podniósł głowę, a giestem energiczniejszym, niż zwyczajnie bywały ruchy jego, składając dłoń na stole, dokończył:
— I wié pan? będzie to najszczęśliwszy dzień w mojém życiu.
Wyrazy te wymówił szeptem prawie, ale w oczach jego zapalił się blask gorący, po ustach krążył uśmiech pełen zachwytu, a na twarz całą spadł wyraz nieméj, wewnętrznéj extazy.
Tym razem nie nazwałem go już w myśli dziwakiem, ani skąpcem, lecz przeciwnie, doświadczyłem uczucia instynktowego niemal szacunku dla téj myśli nieznanéj mi, która mieszkała w nim cicho, lecz uparcie, na twarz jego wynędzniałą rzucała od czasu do czasu blaski gorących zachwytów, zdawała się, być główną osią, około któréj obracały się wszystkie dnie i minuty smutnego jego życia. Od dawna już miewałem przebłyski pojęcia, że kocha on pieniądze nie dla nich samych, zbiera je nie dla saméj tylko przyjemności ich zbierania. Teraz własne słowa jego potwierdziły ten domysł mój, ale o słowo zagadki nie zapytałem go ani razu, wiedząc, że uczucia szla-