Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 384.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I nigdy się już nie wraca tam, gdzie się urodziło, — dodałem.
Patrzał na mnie, ale szklanemi oczyma. Myśl jego była snadź w téj chwili daleko od téj izby, w któréj znajdowaliśmy się obaj; była ona zapewne przy owych taczkach, o których mówił, a także i w tém miejscu rodzinném, o którém ja mówiłem mu, że do niego nigdy nie wróci.
— Panie, — rzekł po chwili, — wierzę ci, że będziesz mię bronił z najżywszém pragnieniem, aby odwrócić odemnie tę... tę przyszłość...
Powtarzał słowa moje, które mu snadź utkwiły w pamięci; potém, z nowym wybuchem porywczości, zapytał:
— Cóż więc chcesz pan wiedziéć?
— Chcę wiedzieć prawdę, prawdę zupełną, — rzekłem, — inaczéj nie będę mógł udzielić ci pomocy skutecznéj.
Milczał i siedział nieruchomy. Skąpe światło, wpływające do izby przez wysokie okratowane okno, padało na niego z tyłu. Twarz jego, pogrążona w półcieniu, stawała się coraz bielszą; uchodził z niéj ten nawet słaby rumieniec, któremu młodość i zdrowie fizyczne nie pozwoliły dotąd zniknąć całkowicie, nawet wśród więziennych murów i wewnętrznych udręczeń.
— A więc... — zaczął, ale usta zadrgały mu gwał-