Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 371.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych, z razu niechętnie i ponuro, zdawało się, że przerwie mowę młodemu więźniowi, grubiańską jakąś odpowiedzią. Nie uczynił jednak tego; gniewny płomień, rozpalający zapadłe źrenice jego, gasł zwolna; wśród zgrubiałego, pociemniałego czoła, powstały głębokie zmarszczki. Pochylił głowę i milczał.
Kaliński nie patrzał już na niego. Siedział na ziemi, z rękoma skrzyżowanemi na kolanach, z głową zwróconą, ku innemu więźniowi.
— Albo i ty, Jerzy, — mówił, — czy źle ci było służyć za kamerdynera u pana marszałka? Nie było ci głodno ani chłodno, spałeś 12 godzin na dobę, jeździłeś za pańską karetą i o jutro nie dbałeś. Tęgi był z ciebie chłopak, widać to; a twojaż Anusia, z którą żenić się miałeś? Ej, ej! podobno i chatkę zbudowaliście już sobie na końcu wsi pana marszałka, świetlica widna była i czysto pobielona, Anusia pod oknami pokopała grządki na kwiaty... Wszystko miało być pięknie i szczęśliwie; aż tu — w oczy ci wlazła marszałkowska szkatułka...
Ex-kamerdyner żywo podniósł głowę.
— Paniczu, — rzekł stłumionym głosem, — znaliście mię na dworze pana marszałka, i widzieliście téż Anusię! powiedzcie, czy mogliście myśléć wtedy, że będę tutaj...
— Ho, ho! — kochanku! — zawołał Kaliński, — a tyżeś mógł kiedy przypuścić, że ja tu będę?
Ex-kamerdyner wstrząsał głową i spoglądał