Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 362.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dego więźnia, niosący drugi koniec dźwiganego przezeń drąga, ze zmęczenia, lub może leniwstwa, ugiął zbytecznie w dół ramię i zwolnił kroku.
— Hej, przyjacielu! — nie odwracając głowy zawołał Kaliński — wyprostuj-no się i żywo na przód! Nie mogę cię przecie wziąć na moje plecy!
Głos, jakim słowa te wymówione zostały, świeży był i donośny. Dźwięk jego, nieledwie srebrzysty, brzmiał na-pół rozkazująco, na-pół swawolnie i pieszczotliwie. Stary brodacz, który przed tém zginał się prawie we dwoje i zaczynał z ciężkością powłóczyć nogami, wyprostował się szybko i począł iść pewnym, równym krokiem.
Pośrodku dziedzińca więźniowie zatrzymali się i spuścili ciężary swe z ramion na ziemię, żołnierze ustąpili na bok, a ludność więzienna, z glinianemi miskami i drewnianemi łyżkami, pogarnęła się do dymiących kotłów.
— Zawołam teraz Kalińskiego — rzekł do mnie dozorca.
Chciał postąpić na przód, ale zatrzymałem go.
— Niech zje wprzódy obiad — rzekłem — mogę zaczekać.
W rzeczy saméj chciałem z uboczy i niespostrzeżony przypatrzyć się młodemu więźniowi; gwarna przytém i tłumna scena, odbywająca się na dziedzińcu więziennym, wzbudziła we mnie zajęcie i chęć czynienia spostrzeżeń. Dozorca, który znał mnie odda-