Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 337.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan dobrodziéj żartuje! gdzieżby zaś pan taki bogaty, za pozwoleniem, ukraść miał ubogi mój grosik!
Wytłumaczyłem mu w kilku wyrazach bankructwo Przyborskiego, znaczenie mającego nastąpić konkursu i bezwarunkową nicość posiadanéj przez niego kartki. Słuchał, zaczerwienionemi powiekami swemi coraz prędzéj, coraz nieustanniéj mrugał, ręce i głowa trzęsły się mu téż coraz silniéj i widoczniéj, nakoniec z dziwnym, nieopisanym uśmiéchem na bladych, zwiędłych wargach, tak cicho, że zaledwie dosłyszalnie, wymówił:
— Tak tedy, panie dobrodzieju, ja znowu spadłem z etatu!
W parę minut potém, tym samym głosem, tylko z wyrazem bezgranicznego zdumienia na twarzy, wyrzekł:
— Obywatel!... skończenie świata... obywatel!..
Potém już zapadł na długo w milczenie zupełne. Siedział na fotelu nieruchomy, z przygarbionemi nieco szerokiemi barkami, z rękoma, które splecione w zdumieniu, jakby w rozpaczy, trzęsły się mu jednak na kolanach, z drżącą téż siwą głową, opadłą na piersi. Siedział tak długo, dwie, trzy może godziny. Niepodobna mi było odgadnąć, o czém myślał, i czy nawet myślał o czémkolwiek; ale, nie znajdując dla niego stosownych słów pociechy, nie chcąc zaś próżném mówieniem kołatać bardziéj jeszcze zmąconą