Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 336.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzka, uczuwa w sobie, choćby na mgnienie oka, bolący spazm zatrutego sumienia...
W téjże chwili wszedł hotelowy sługa, oznajmując, iż powóz, mający odwieźć Jasnych Państwa na stacyą kolei żelaznéj, już jest gotowy, i że jechać należy śpiesznie, albowiem pociąg lada chwila nadejdzie. Twarz Przyborskiego rozjaśniła się szybko.
Maman, — rzekł, biorąc z poręczy kanapy pyszne, tumakowe futro kobiéce i stojąc z niém przed matką — pora jechać!
Maman podniosła się z kanapy, znużona, poważna, łagodna, i poskarżyła się na ten mróz okropny, który nawet w ogrzanym wagonie zaledwie oddychać pozwoli!
W kilka minut potém, powóz, unoszący tę parę ludzi, wyminął mię na ulicy i spiesznie posunął ku dworcowi kolei. Patrząc za nim, gdy oddalał się, szalonéj doświadczyłem ochoty wskazać go napełniającym ulicę ludziom i zawołać: „Złodzieje! łapcie złodziejów!“
Żmindę znalazłem siedzącego w gabinecie moim, w téj saméj postawie i na tém samém miejscu, na którém go zostawiłem. Nie pamiętam już, jakich dobrałem wyrazów i jakich użyłem ostrożności, aby uwiadomić go o nowym, spadłym nań ciosie. Z razu nie uwierzył słowom moim. Podniósł głowę, spojrzał na mnie zdumionemi oczyma i, uśmiechając się, rzekł: