Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 335.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naturalnie, uczyniłem takie poruszenie, które-by dawało do poznania, że propozycyi, zawartéj w ostatnich słowach Przyborskiego, nie słyszę, albo téż, słysząc, przyjąć jéj nie chcę. Pomimo to, patrzałem mu w twarz bacznie i przyznaję się, że z ciekawością. W istocie, człowiek ten przedstawiał w chwili owéj widok arcy-ciekawy. Śmiał się wprawdzie głośno i na pozór swobodnie; ale w śmiechu tym dźwięczały co chwila nuty jakieś ostre, fałszywe, nieledwie spazmatyczne, a czoło jego było znowu zbrużdżone i zmięte w mnóztwo zmarszczek drobnych i przykrych. Nie znałem go nigdy dosyć, abym napewno zawyrokować mógł, do jakiego stopnia natura jego złą była sama przez się, a do jakiego zepsuły ją okoliczności wychowania i otoczenia; nie mógłbym téż sądzić i o tém, czy w porze owéj jakiekolwiek wpływy zdolne były jeszcze zwrócić go na inną drogę, ku innym myślom i przyzwyczajeniom. To jednak pewném mi się wydało wtedy i dotąd wydaje, że, wygłaszając swą wpół sarkatyczną, wpół wesołą tiradę, człowiek ten nie czuł się bynajmniéj tak swobodnym, jakim okazać się pragnął; że, czyniąc porównanie zadań, które obaj pełniliśmy na świecie, uczuwał zatapiające się mu w serce żądło, jemu samemu może niezrozumiałéj zazdrości, że nakoniec była to jedna z tych chwil, koniecznych acz najczęściéj jałowych, w których najtwardsza, najbłotnistsza nawet pierś