Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 334.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twarz odsłoniła. Piękne, błękitne oczy jéj mgliły się w istocie łzawą wilgocią, po cienkich, blado-różowych ustach wił się uśmiech o zdwojonym smętku. Otworzyła nakoniec usta te, i z dźwiękiem smutnéj a cichéj rezygnacyi w głosie; wymówiła:
— Jestem wdową.
Zdaje się, że była-by mówiła coś więcéj jeszcze, ale przerwał jéj głośny i ostro brzmiący wybuch śmiechu jéj syna.
— O! — zawołał, śmiejąc się, — jakże piękném jest zadaniem stawać w obronie uciśnionych i nieszczęśliwych! Nie gniewaj się pan na mnie i racz za niewłaściwy żart nie poczytywać tego z méj strony, jeśli ośmielę się panu, jako prawnikowi, powinszować daru wymowy i nieporównanego zapału, z jakim bronisz pan spraw sobie powierzonych! Doprawdy, ja i pan, przedstawiamy teraz dwóch niby duchów, wydzierających sobie wzajem dusze niewinne a zgnębione! Ja, naturalnie, jestem duchem ciemności, a pan światłości! A! cóż robić! gdybym był tak jak pan od wczesnéj młodości méj poznał życie ze strony białéj, świetlistéj, surowéj, byłbym może także duchem światłości! Tymczasem zaś, pan jesteś adwokatem — ja jestem bankrutem. Pan bronisz mienia i honoru ludzi — ja je rujnuję! Stało się! spełniamy każdy na świecie rolę nam możliwą i stoimy na dwóch przeciwległych biegunach świata. Z tém wszystkiém, pozwól pan, abym mu na pożegnanie serdecznie dłoń uścisnął!