Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 309.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cny to był obywatel i popularny. Ot, i nie poznałem pana... wzrok mi trochę tępieje... choć dobrze jeszcze widzę... dobrze...
Patrząc wciąż na mnie, a obu dłońmi przytrzymując drąg, którym gałąź podpierał, rzekł po chwili:
— A pamięta pan dobrodziéj naszę drogą pocztę?
Szeroki uśmiech roztworzył wargi jego grube a blade, lecz wnet zniknął. Nieruchome i mgliste oczy jego zamigotały, zaledwie widzialnie trzęsąca się głowa zatrzęsła się silnie i nerwowo.
— Skasowali, — ciągnął, — pan dobrodziéj wié o tém, że skasowali. Nową drogę... kolej gdzieś tam zbudowali... poczta już im była niepotrzebna... I ja niepotrzebny byłem... z etatu spadłem... stacyą dziedzic na oficynę przerobił... cóż było robić? poszedłem w świat! do pana Przyborskiego na służbę...
— Jesteś pan, jak widzę, ogrodnikiem? — wtrąciłem. — Zawsze lubiłeś pan drzewa i kwiaty, i uprawiać je umiałeś.
Twarz Żmindy, która przed chwilą powlokła się była wyrazem nieruchomego, stoickiego jakby smutku i znękania, rozjaśniła się znowu.
— Co to, to już mogę przyznać sobie, — rzekł, prostając się, jak niegdyś, z oznaką pewnéj, silnie uczuwanéj, godności własnéj, — na ogrodzie znam się, i chleba darmo nie jem... Ot, może panowie będą łaskawi zobaczą moję robotę... dwa lata tu jestem