Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 305.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nich ze szwedami! Brrr! Czy lubisz pan zrazy à la Nelson... tak, jak to je ten wasz Szarl nieoceniony urządza?...
Mówił to wszystko prędko, nie czekając odpowiedzi moich, żywo ruszając się po ganku i mowę przerywając sobie od chwili do chwili śmiechem. W cynicznéj nieco mowie téj, w towarzyszącym jéj śmiechu, trochę rubasznym, a trochę zjadliwym, w ustawicznéj téj, z pozoru tylko niedbałéj i wesołéj ruchliwości, tkwił przykry a widoczny przymus, było coś głęboko a tajemnie rozjątrzonego i niespokojnego.
— No! — zawołał po chwili, — nie dają obiadu! Kochany mój Marcin postanowił snadź dziś zagłodzić mnie i pana! A może to moja matka nie skończyła jeszcze czytać rozdziału o duchach, albo upinać koronki na głowie! U kobiet bo to tak zawsze! toaleta albo sentymenta, a że tam ktoś głodny albo zły mniejsza o to! Cóż robić? zrezygnujmy się i chodźmy tymczasem do ogrodu!
Milcząc, przypatrywałem się szczególnemu temu okazowi człowieka i bankruta. Zstąpiliśmy z wysokich, a kołyszących się pod stopami naszemi, wschodów ganku, i znaleźliśmy się na osłonecznionéj przestrzeni, łączącéj dom z długą, cienistą, środkową aleą ogrodu.
— Czytam na twarzy pana zdziwienie, — mówił gospodarz domu, idąc obok mnie i patrząc mi w twarz swemi przenikliwemi, zimno połyskującemi oczyma, —